FashionPhilosophy Fashion Week Poland - Naga prawda

czwartek, listopada 19, 2015

Tydzień mody to wyjątkowa okazja na oderwanie się od codzienności. Jadąc na 13. edycję FashionPhilosophy Fashion Week Poland nastawiałem się przede wszystkim na dobrą zabawę, ciekawą przygodę, jak również spotkanie inspirujących dusz. Przyznam szczerze, że ostatni sezon pozostawił po sobie lekki niesmak, więc postanowiłem spróbować raz jeszcze. Uważajcie, bo treść tego wpisu niewątpliwie zmieni Wasze myślenie o Fashion Week'u.

FashionPhilosophy Fashion Week Poland - OD KUCHNI

Tradycyjnie, miejscem całego zamieszania była Łódź. Ciekawie robiło się już po wejściu do budynku Hiltona, gdzie po raz drugi odbywał się polski tydzień mody. W tym samym czasie miała również miejsce wystawa najlepszych, światowych ilustratorów mody, ale o tym w oddzielnym poście. Recepcja FWPL zlokalizowana była naprzeciwko tej hotelowej, więc jej odszukanie nie było większym problemem. Schody zaczęły się wraz z odnalezieniem szatni, ponieważ w 13. edycji panował absurdalny podział społeczeństwa. Elita - czyli ludzie ważni i obyci w "modowym świecie", oddawali swoje fatałaszki na terenie hotelu w wyraźnie oznaczonym miejscu "dla VIP'ów". Dziennikarze, blogerzy, styliści (i Bóg wie kto jeszcze) musieli odszukać rozbieralnię w czeluściach wytwórni, co na początku nie było wcale prostym zadaniem. Później zrozumiałem, że nie mogło dojść do sytuacji, w której elegancki płaszcz Szanela mógł się ocierać o szarą, poliestrową kurtkę z sieciówki. W tamtym momencie przypomniała mi się scena jednego z odcinków Ścianki Myśli.



Myliłby się jednak ten, kto obstawiał, że na tym koniec, bo teraz przejdziemy do ciekawszych aspektów tego przedstawienia. Na początek wziąłem pod lupę uczestników tego przedsięwzięcia. W pamięci najbardziej utkwił mi moment, gdy z głośników rozbrzmiewał głos lektora. Gdy na parę minut przed pokazem informował o zbliżającym się pokazie, lud nerwowo zbliżał się w kierunku potężnych, stalowych drzwi umożliwiających wejście do sali i rozpoczęcie walki o najlepsze miejsca. W tym momencie Wszyscy stawaliśmy się równi, bez względu na kolor plastikowej plakietki, czy wielkość uposażenia. Każdy konsekwentnie walczył o swoje terytorium i pozycję. Moment otwierania drzwi był bardzo zabawny, a zarazem straszny, bo cierpliwie wyczekujący tłum przepychał się i deptał wzajemnie po wypucowanych butach - rozpoczynając tym samym wielkie starcie. W oczach wolontariuszy dostrzec można było przerażanie, zresztą nie tylko w oczach. W końcu odrobina adrenaliny nikomu nie zaszkodzi, prawda? Pierwszego dnia udaliśmy się na oficjalną galę - otwierającą polski Fashion Week, pokaz Jerzego Antkowiaka - projektanta uhonorowanego statuetką Złotego Flaminga oraz pochodzącego z Lizbony Carlosa Gil. O dziwo, zostaliśmy usadzeni w pierwszym rzędzie i tu wielki plus dla organizatorów. Wstępne przemówienie wolałbym puścić w niepamięć. Zapewne większość zagranicznych gości i tak nie zrozumiała Pani tłumacz, choć prowadzący i jego słynne "Faszion" również zrobiło furorę. Podsumowując - wielki wstyd i kupa śmiechu. Finał ostatniego pokazu zwiastował początek upojnego wieczoru, bo "Wielki Brat" zaprosił gości na degustację słodkiego Carlo Rossi, którego zapach do dziś przyprawia mnie o mdłości. Kolejka niczym z monopolowego, która wytworzyła się wokół baru nie miała końca. Niektóre blogerki stały tam tylko po to, by wziąć kieliszek, zrobić zdjęcie na Insta, po czym odłożyć nieopróżnione naczynie w kąt sali. Sprytniejsza część VIP'ów brała po dwie lampki wina (do dziś nie wiem, czy to taki przywilej, pazerność, a może chęć dorównania chytrej babie z Radomia). Swoją drogą, średnia wieku tych osób to ok. 50-60 lat. Uznali pewnie, że to świetna okazja, by przy najbliższym odpuście pochwalić się Krysi, która o byciu w takim miejscu mogłaby tylko pomarzyć.


Niezaprzeczalnie ważnym elementem każdego Fashion Week'a są pokazy mody. Tu również zdarzyło się kilka śmiesznych wpadek. Spadające ramiączka, potykające się o własne nogi modelki, samoprzylepna taśma, którą przymocowywane były ubrania. W trakcie przewinęło się też kilka prujących się w ruchu szmatek. Kolejną wtopą, tym razem z lekka o zabarwieniu kryminalnym była półtorej-godzinna obsówa spowodowana tajemniczym zniknięciem dwóch par butów, za którym podobno stały same modelki. W konsekwencji dziewczyny musiały paradować na wybiegu w za małych butach, a wystające palce i spuchnięte pięty były tragicznym widokiem. Udało nam się też oglądać całe zajście "z góry". Widzieliśmy tam między innymi w jak brutalny sposób traktowane są niegotowe do wyjścia modelki.


Rozczarowany byłem również nieobecnością barwnych osobistości świata polskiej mody. Brakowało mi Joanny Horodyńskiej, Tomasza Jacykowa, czy Jessiki Mercedes, a nawet Michała Witkowskiego, który ostatnio zmienił wizerunek. No cóż, najwyraźniej polski Fashion Week nie ma tyle do zaoferowania, co warszawskie salony...

PS. Na dniach pojawi się właściwa relacja z pokazów, dla których warto było pojechać na Fashion Week. 

Patryk Nowicki


Podobne posty

0 komentarze